III RAJD KROKUSA – relacja

napisane przez grazkax25, 30-cze-2014

Krokusiacy wrócili z pięknych rejonów Bieszczadów, gdzie uczestniczyli w III Rajdzie Krokusa.
Tym razem impreza rozpoczęła się dość nietypowo, gdyż wyjazd z Jastrzębia- Zdroju nastąpił w godzinach nocnych (0.15) w dniu 19 czerwca.
Nocny przejazd, więc grupa w drodze musiała nieco nabrać sił, by już wczesnym rankiem wyruszyć na szlak.
Około godziny 7.30 wędrowcy dotarli do miejsca początkowego szlaku – do Kołonic.
Czarnym szlakiem rozpoczęliśmy marsz w kierunku Siodła pod Jawornem (928 m npm), trasa nie była specjalnie trudna, po około dwugodzinnej wędrówce dotarliśmy na przełęcz.
Po drodze minęliśmy stojące retorty, czyli smolarnie, służące do wypalania drewna. Ten obraz już powoli znika z bieszczadzkich horyzontów, niegdyś w wielu miejscach z daleka widoczne były dymiące retorty.
Krótki odpoczynek na przełęczy, część grupy postanawia zdobyć szczyt Jawornego (992 m npm).
Teraz rozpoczyna się wędrówka pasmem Wysokiego Działu, docieramy na jego najwyższy szczyt – Wołosań ( 1071m npm). Miejsce nie jest panoramiczne, więc schodzimy nieco niżej na najbliższą polanę, by w promykach porannego słonka, odpocząć wśród bujnych zielonych traw.
Dalsza wędrówka wiodła lasem, kolejno zdobyliśmy szczyty Sasów, Berest, Osina i na końcu Hon, na którym zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie.
Od tego miejsca schodzimy ostro w dół do Bacówki pod Honem w Cisnej.
Warto w tym miejscu wspomnieć, iż budynek został wybudowany w ramach ogólnobeskidzkiego projektu w 1986 roku. Koncepcja budowy bacówek została przyjęta w 1974 roku przez Dyrekcję Zrzeszenia Gospodarki Turystycznej PTTK w Warszawie. Koordynatorem projektu został Edward Moskała, inicjator ich powstania i propagator turystyki kwalifikowanej. Projekt i dokumentacja techniczna pierwszej z bacówek została opracowana przez architekta Stanisława Karpiela z Zakopanego. Większość obiektów została wybudowana według tego projektu. Wyjątkiem jest Bacówka nad Wierchomlą, która mieści się w przeniesionym ze Złockiego spichlerzu. Bacówki stawiano w latach 70. i 80. XX w. jako małe schroniska. Zapewniają one ok. 30 miejsc noclegowych na łóżkach. Celowo były małe, aby służyć turyście indywidualnemu, uprawiającemu turystykę kwalifikowaną górską.
Krokusiacy po raz kolejny relaksowali się w słoneczku, niektórym dał się we znaki szlak oraz nocna podróż i cichutko pochrapywali sobie przed schroniskiem na trawce.
Z tego miejsca to już tylko kilka kroków do naszej bazy agroturystycznej „Pod Jelenim Skokiem”. Kwaterujemy w budynku głównym oraz w drewnianych domkach.
Widoczki spod budynków bardzo piękne, mamy widok na pasmo Łopiennika oraz Jasła i Hyrlatej.
Grupa przebyła 15,6 km, natomiast osoby, które weszły na Jaworne 17,2 km.
Późnym popołudniem turyści w podgrupach udali się na zwiedzanie Cisnej, przecież trzeba było koniecznie odwiedzić słynny lokal „Siekierezada”. Poza tym w miejscowości trwały przygotowania do „XI Biegu Rzeźnika”, w związku z tym zorganizowano cykl imprez towarzyszących.
Wieczorem turyści delektowali się jeszcze kiełbaskami z grilla i tak minął dzień pierwszy…
Piątek 20 czerwca. Budzimy się odgłosami mocno padającego deszczu.
Po konsultacji z Zarządem Krokusa (Grażyna Patalon i Tadeusz Kurowski), przewodnik Zdzisław Koń postanawia troszkę zmienić plan rajdu, zamiast planowanej na ten dzień trasy w gnieździe Tarnicy, zabiera Krokusiaków na Połoninę Wetlińską. Jak się później okazało był to strzał w dziesiątkę.
Autokar dojeżdża na Przełęcz Wyżną im. J. Harasymowicza. Po deszczu pozostało jedynie wspomnienie.
Grupa zwartym szykiem dociera żółtym szlakiem do Chatki Puchatka na Połoninie Wetlińskiej (1232 m npm).
Obowiązkowo w tej osobliwej chatce trzeba chwilkę odpocząć.
Jest to najwyżej położone schronisko w Bieszczadach, powstało w latach pięćdziesiątych jako wojskowy punkt obserwacyjny. W 1956 r. przejęło je PTTK, lecz dopiero od 1967 r. działa jako całoroczny obiekt z obsługą. Przez większą część tego czasu (z przerwami do dzisiaj) prowadzi je jeden z najbardziej znanych bieszczadzkich pionierów, Ludwik Pińczuk. Schronisko jest ciasne i zapewnia raczej spartańskie warunki. Wodę dowozi się w kanistrach z dość odległego źródła.
Przy schronisku jest sporo ludzi, a to za sprawą trwającego „XI Biegu Rzeźnika”. Przy Chatce Puchatka zlokalizowano punkt pośredni obsługi biegu, kiedy dotarliśmy do tego miejsca kilkunastu najszybszych twardzieli już nas minęło (64 km trasy).
Bieg Rzeźnika to blisko osiemdziesięciokilometrowa trasa wiodąca bieszczadzkim czerwonym szlakiem z Komańczy przez Cisną, góry Jasło i Fereczata, Smerek oraz połoniny do Ustrzyków Górnych. Uczestnicy muszą biec w parze. Trasa liczyła 78 km, zwycięzcy osiągnęli czas 7:54:04, limit czasu wynosił 16 godzin. Start miał miejsce o godzinie 3.30 o wschodzie słońca.
Nasza wędrówka miała kierunek odwrotny do trasy biegu. Podążaliśmy czerwonym szlakiem (Główny Szlak Beskidzki) i po drodze mijając tych herosów biegania ustępowaliśmy im drogi i oczywiście dopingowaliśmy ich z całych sił.
Janusz Szczepanek rozpoznał wśród biegnących swoich znajomych z Jastrzębia- Zdroju, aplauz był niesamowity. Tak na marginesie z naszego miasta startowało 8 osób i wszystkie ukończyły bieg – gratulacje!!!
Połoniny… teraz Krokusiacy mogą delektować się Bieszczadami. Widoki nie były najwyższych lotów, jednak chmury coraz bardziej odsłaniały górski majestat . Mała i Wielka Rawka coraz wyżej pokazywały swoje zbocza.
Radowaliśmy się tym co wokół nas, minęliśmy Hasiakową Skałę, Srebrzystą Przełęcz, by troszkę odpocząć na szczycie o nazwie Osadzki (1253 m npm).
Tuż za przełęczą jawił nam się przepiękny szczyt Roha (1255 m npm). Nie przestawaliśmy dopingować mijanych „rzeźników”. Kolejnym mijanym szczytem było Hnatowe Berdo.
Dotarliśmy do Przełęczy M. Orłowicza – kolejny punkt obsługi „rzeźnickich biegaczy”.
Ze względu na dość późną godzinę (wędrówka opóźniała się, gdyż na przewężeniach szlaku ustępowaliśmy pierwszeństwa biegnącym), przewodnik Zdzisław podejmuje decyzję o podziale grupy. Szybsza ekipa powędrowała jeszcze na szczyt Smereka (1222 m npm), by dojść do miejscowości Smerek, natomiast pozostali zeszli żółtym szlakiem do Wetliny.
Grupa szturmowa przewędrowała szlak długości 14,7 km , natomiast „lajtowcy” 11,9 km.
Autokar dowiózł wędrowców na upragniona obiadokolację do bazy „Jeleni Skok”.
Tego wieczoru uczestnicy w podgrupach udali się do centrum Cisnej. Odbywały się w miejscowości imprezy związane z zakończeniem „XI Biegu Rzeźnika”, nastąpiło ogłoszenie wyników.
Natomiast Krokusiacy i tak w większości spotkali się w „Siekierezadzie”.
W naszym ośrodku zamieszkiwali również uczestnicy tego morderczego biegu. Mimo potwornego zmęczenia sympatyczni biegacze z Gdańska dzielili się z nami wrażeniami z tego niesamowitego wyczynu. Serdecznie pozdrawiamy Waldka Misia.
Na marginesie trzeba przyznać, że większość biegaczy wieczorem wyglądało, jakby wrócili z porannego joggingu…
Kiedy późnym wieczorem wracaliśmy do obiektu przyjechał autokar z ostatnią grupą uczestników biegu, wielu odniosło kontuzje. Jeszcze raz wyrazy wielkiego szacunku dla wszystkich uczestników „XI Biegu Rzeźnika”!!!
Sobota 21 czerwca. Poranek nieszczególny, pogoda niepewna, czy aby na pewno dobrym pomysłem była zmiana w programie rajdu?
Tego dnia wędrówka miała przebiegać przez najwyższy szczyt Bieszczadów – Tarnicę, miejscem startu było Wołosate.
Trudno uwierzyć, że miejscowość jeszcze przed II wojną światową liczyła 1200 mieszkańców. Z dawnej wsi pozostał jedynie cmentarz z kilkunastoma nagrobkami… Ludność bojkowska, która deklarowała narodowość polską, została wysiedlona przez Niemców jeszcze podczas II wojny światowej, natomiast pozostali Bojkowie wysiedleni zostali w 1947 r. w trakcie pacyfikacyjnej „Akcji Wisła”.
Obecnie we wsi znajduje się hodowla konia huculskiego.
Dokonaliśmy podziału wędrowców na dwie grupy. Jedna z przewodnikiem obrała sobie ambitną trasę czerwonym szlakiem (Główny SB) do Ustrzyk Górnych, natomiast pozostali skrócili nieco szlak, wchodząc z Wołosatego niebieskim szlakiem bezpośrednio na Siodło pod Tarnicą.
Początek czerwonego szlaku wiedzie utwardzoną drogą, po lewej stronie naszego marszu podziwiamy majestatyczną Tarnicę. Po kilkuset metrach docieramy do skrzyżowania dróg, w prawo odbiega szosa do ukraińskiej miejscowości Łubnia (zaledwie 2 km), niestety teren zamknięty dla ruchu turystycznego, nawet czuwał w tym miejscu żołnierz Straży Granicznej. Dyrekcja Bieszczadzkiego Parku Narodowego nie zgadza się na otwarcie w tym miejscu przejścia granicznego, ze względu na możliwość zbyt dużego ruchu samochodowego… może warto by było jednak otworzyć turystyczne przejście graniczne dla piechurów i rowerzystów.
Po przejściu prawie 8 km dotarliśmy na Przełęcz Bukowską (1107 m npm). Przy wiacie chwilkę odpoczęliśmy, niektórzy odeszli sto metrów by stanąć pomiędzy słupkami granicznymi Polski i Ukrainy, podziwiając z tego miejsca piękną panoramę Bieszczadów Wschodnich (Ukraina).
Po kilku minutach wędrówki wyszliśmy powyżej granicy lasu. Odsłoniły się panoramy we wszystkich kierunkach, rozpoczęliśmy wędrówkę wśród niekończących się cudownych widoków. Mijaliśmy liczne piaskowcowe ostańce, które przez miliony lat formują się w coraz bardziej fantazyjne kształty.
Zdobyliśmy pierwszy szczyt w dniu dzisiejszym – Rozsypaniec (1280 m npm).
Widoki zapierały dech w piersiach: Tarnica, Połonina Wetlińska, Połonina Caryńska, Krzemień, Bukowe Berdo, Halicz, wieś Sianki (Ukraina), Kińczyk Bukowski oraz po stronie ukraińskiej widoczne Pikuj (najwyższy szczyt Bieszczadów 1408 m npm), Połonina Równa, Ostra Hora… aż chciało się ze szczęścia krzyczeć.
Minęło zaledwie pół godzinki i po sforsowaniu dość stromego podejścia stanęliśmy na Haliczu (1333 m npm).
Chwila odpoczynku, obowiązkowo pamiątkowe foto i ruszyliśmy dalej w kierunku coraz wyraźniejszej Tarnicy.
Przeszliśmy zboczami Kopy Bukowskiej.
W oddali (Pasmo Graniczne)widać wyraźną ulewę, pojedyncze krople docierają również do nas, jednak nie są na tyle mocne, by zakładać okrycia przeciw deszczowe.
Dotarliśmy na Przełęcz Goprowców, rozdzielającą Siodło pod Tarnicą od Krzemienia(1335 m npm).
Zrobiliśmy krótki odpoczynek, gdyż na Siodło pozostało zaledwie 700 m, ale trzeba pokonać 130 m różnicy wzniesień. Po stromej wspinaczce osiągnęliśmy Siodło pod Tarnicą i spacerkiem pokonujemy ostatni odcinek na szczyt, przed nami wyrwały się jedynie nasze” kozice”: Iza i Alicja.
Tarnica – najwyższy szczyt polskich Bieszczadów, zaliczany do KGP (1346 m npm). Panoramy rozpościerają się 360°. Rozpromienieni Krokusiacy odpoczywali, delektując się widokami, robiąc przy okazji mnóstwo wspaniałych zdjęć.
Nasz kulminacyjny cel III Rajdu Krokusa został osiągnięty.
W szczęściu i radości spacerkiem powracamy na Siodło i obieramy kierunek na Tarniczkę(1315 m npm) i jeszcze przez 1,5 godziny, wędrując Szerokim Wierchem, sycimy się dobrodziejstwem bieszczadzkich połonin – tych widoków nigdy nie jest za dużo.
Ostatni odcinek naszego szlaku wiedzie zalesionym zboczem do Ustrzyk Górnych.
Przebyliśmy ponad 22 km, natomiast druga grupa 11,5 km.
Spotykamy się z grupą, która pod kierownictwem Tadeusza Kurowskiego oraz Grażyny Patalon wędrowała skróconym szlakiem z Wołosatego do Ustrzyk Górnych.
Wieczorem po obiadokolacji, miała miejsce biesiada. W końcu trzeba było uczcić zdobycie najwyższego szczytu oraz podsumować 3 dni Rajdu. Nie obyło się oczywiście bez tańców, Krokusiacy naprędce zorganizowali muzykę i bawili się do późnych godzin nocnych. Niedziela 22 czerwca. Ostatni dzień rajdu.
Po śniadaniu spakowaliśmy bagaże do autokaru i wyruszyliśmy w kierunku naszego ostatniego szlaku podczas tegorocznego rajdu. Pożegnaliśmy gospodarzy sympatycznej stacji agroturystycznej „Jeleni Skok”, dziękując im za wszystko.
Wyruszamy na szlak na Przełęczy Wyżniańskiej.
Podobnie jak w poprzednich dniach wędrowcy dzielą się na grupy. „Szturmowcy” na czele z Tadeuszem obierają sobie ambitnie dotarcie do trójstyku granic Polski, Słowacji oraz Ukrainy na górze Krzemieniec (Kremenaros 1221 m npm). Druga grupa znacznie spokojniejsza wraz z przewodnikiem Zdzisławem za cel obrała sobie zdobycie Wielkiej Rawki. Natomiast osoby kontuzjowane obrały sobie za bazę wyczekującą Bacówkę pod Małą Rawką.
Z przełęczy wyruszyliśmy zielonym szlakiem, mijając troszkę z boku kulminację Wierchu Wyżniańskiego (913 m npm). Przeszliśmy obok Bacówki PTTK pod Małą Rawką.
Obiekt, wręcz bliźniaczy z Bacówką pod Honem, powstał według ogólnobeskidzkiego projektu Edwarda Moskały.
Weszliśmy w las i zaczęło się strome podejście na Małą Rawkę. Odcinek stosunkowo krótki, jednak różnica wzniesień daje się we znaki (340 m przewyższenia). Po godzinie grupa osiąga szczyt Małej Rawki (1272 m npm), chwila odpoczynku i wędrówka wyruszyła dalej.
Spacer na Wielka Rawkę (1307 m npm) żółtym szlakiem to jedynie 30 minut spaceru, ale ponownie pośród wspaniałych bieszczadzkich panoram. Możemy zobaczyć efekt naszej czterodniowej wędrówki; patrząc na północny zachód widzieliśmy Wołosań (I dzień), bardziej na prawo Smerek i Połoninę Wetlińską (II dzień), na południowy wschód Szeroki Wierch, Halicz, Tarnicę, Rozsypaniec, Przełęcz Bukowską (III dzień) oraz Krzemieniec i Małą Rawkę (IV dzień).
Na grzbiecie minęliśmy tajemniczy betonowy słup, który pełnił funkcję punktu geodezyjnego jeszcze za czasów austriackich. Wędrówkę zakończyliśmy na ławeczkach w miejscu styku ze szlakiem niebieskim.
Spoglądaliśmy w kierunku Kremenarosa, by dostrzec „szturmowców”, jednak nikt nie pojawił się na horyzoncie.
Nagła chmura nieco przyspieszyła nasz powrót, pojawił się nawet lekki deszczyk, lecz po chwili ustał.
W Bacówce pod Małą Rawką zrobiliśmy ostatni górski odpoczynek, wyczekując na grupę z trójstyku.
Nasi twardziele musieli nadrobić 1 h 45 min wędrówki, tak aby do nas dołączyć w bacówce. Dokonali tego bez problemu, robiąc sobie jeszcze odpoczynek przy granitowym obelisku na styku trzech państw. Szlak wiódł granicą polsko- ukraińską i trzeba było zejść na przełęcz (1187 m npm), by znów wspiąć się na szczyt Krzemieńca(1221 m npm).
Szczyt jest zalesiony, jednak można podziwiać widoki patrząc przecinką na granicy słowacko- ukraińskiej.
Powrót był równie uciążliwy, gdyż wiódł tą samą trasą.
Wraz z grupą z Kremenarosa spędziliśmy w schronisku około pół godziny. Był to dobry moment, gdyż spadł ulewny deszcz i opatrzność uchroniła Krokusiaków przed zmoknięciem.
Wróciliśmy na Przełęcz Wyżniańską i tak oto dobiegła końca wędrówka.
„Szturmowcy” przeszli 12,4 km, natomiast „lajtowcy” 9 km.
Autokar ruszył w drogę powrotną około godziny 15- tej.
Zatrzymaliśmy się jeszcze w zajeździe „Pod Holeszem” w Jaśle na upragniony obiadek (pochwały dla gospodarza za pyszny obiad – POLECAM).
Przed północą dotarliśmy do Jastrzębia- Zdroju.
III Rajd Krokusa został zakończony.
Krokusiacy w trakcie 4 dni wędrówki:
– przeszli 66,6 km (wariant najdłuższy),
– zdobyli 17 szczytów,
– odwiedzili 3 schroniska,
– 4 Krokusiaków odniosło kontuzje.
Podsumowując imprezę, trzeba zaznaczyć, iż aura była wyjątkowo łaskawa, deszcz mijał nas bokami.
Natomiast grupa stanowiła wspaniale rozumiejącą się społeczność, która fantastycznie współpracowała z organizatorami.
W tym miejscu, w imieniu Zarządu Koła PTTK „Krokus” chciałbym serdecznie podziękować wszystkim uczestnikom Rajdu za udział, za wysoka kulturę osobistą, za wyśmienita atmosferę i za wyrozumiałość wobec niedociągnięć organizatorów.
Z turystycznym pozdrowieniem do kolejnej imprezy!
zidi


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Uzupełnij działanie matematyczne *