Nadszedł długo oczekiwany termin rajdu, organizowanego przez Koło PTTK „Krokus”. Miłośnicy górskiego wędrowania kilka miesięcy szykowali się na tę sztandarową imprezę „Krokusa”.
W tym roku trasa wiodła przez malownicze tereny Sudetów Wschodnich: Góry Złote, Góry Bialskie oraz Masyw Śnieżnika.
Dni poprzedzające wyjazd nie napawały optymizmem, gdyż pogoda była niezwykle zmienna i należało lekko obawiać się dżdżystej pogody.
Spotykamy się w komplecie (27 osób), w czwartkowy poranek 30 maja (Boże Ciało). Wszyscy w doskonałych humorach, w pełnym ekwipunku, przygotowani na każde warunki.
Niewielkim autokarem ruszamy na podbój sudeckich szlaków. Podczas podróży przewodnik Zdzisław Koń starał się przybliżyć turystom teren, przez który przejeżdżaliśmy. Jedni słuchali z zaciekawieniem, a inni relaksowali się z zamkniętymi oczami przed oczekującą ich górską wędrówką.
Dojeżdżamy do Złotego Stoku, tutaj rozpoczęła się nasza górska przygoda. Przechodzimy obok nieczynnej kopalni złota i arsenu (obecnie duża atrakcja turystyczna), nie zwiedzamy jej, gdyż naszym celem są przede wszystkim górskie szlaki. Nim rozpoczęliśmy wędrówkę, to przewodnik przeprowadził jeszcze krótki konkursik , którego nagrodami były mapy. Wygrali najbardziej błyskotliwi turyści: Edyta, Janek oraz Adam.
Weszliśmy na czerwony szlak w nieczynnym kamieniołomie, a obecnie Leśny Park Przygody Skalisko. Minęliśmy wejście do Czarnej Sztolni, a nieco powyżej Sztolni Książęcej i powędrowaliśmy w górę Złotego Jaru. Trasa niezbyt wymagająca, jednak zaczął lekko siąpić deszczyk. Nie dało się zauważyć na twarzach wędrujących jakiegoś grymasu niezadowolenia- Krokusiakom nie wolno narzekać…
Poprzez Przełęcz pod Trzeboniem dotarliśmy na Jawornik Wielki ( 872 m npm), obowiązkowo przewodnik opowiedział niewidoczne panoramy. Ci którzy nie potrafili sobie wyobrazić panoram mogli ją zobaczyć na tablicy, umieszczonej kilka metrów poniżej szczytu .
Od Przełęczy Jaworowej wędrowaliśmy szlakiem żółtym. Początkowo powstała lekka konsternacja, gdyż wedle map Zdzisława oraz kierownika imprezy Tadeusza powinien ukazać się szlak zielony. Po pewnym czasie zorientowaliśmy się, że zielony szlak został po prostu przemalowany na żółty!!! Na nowych mapach jest ten fakt uwzględniony, lecz czym zmiana ta została spowodowana?!!!
Przy ciągłej mżawce doszliśmy do Jaskini Radochowskiej, istniała nawet możliwość spenetrowania tej atrakcji, lecz z racji dość późnej godziny nie zdecydowaliśmy się na to. Zwiedzanie jest możliwe z przewodnikiem, opiekującym się jaskinią. Wstęp 8 zł, otrzymuje się kask oraz czołówkę.
Planowaliśmy jeszcze przejście przez Cierniak, by zobaczyć pustelnię, drogę krzyżową oraz kamienne schody, lecz aura dała się nam już bardzo we znaki i trawersując Cierniaka, dotarliśmy do Radochowa.
Zmęczeni, ale bardzo zadowoleni weszliśmy do oczekującego nas autokaru i pojechaliśmy na zasłużony odpoczynek do pensjonatu „Apis” w Lądku- Zdroju – naszej bazy podczas rajdu.
W godzinach wieczornych, po kolacji, spotkaliśmy się jeszcze przy pieczonych kiełbaskach (na ognisko było zbyt mokro), aby wymienić się pierwszymi wrażeniami oraz bardziej się zintegrować.
W kolejny poranek przywitał nas deszcz. Tego dnia nasza wędrówka rozpoczynała się bezpośrednio z Lądka- Zdroju. W momencie, kiedy kilku Krokusiaków pozakładało peleryny… przestał padać deszcz.
Przemknęliśmy obok Zakładu Przyrodoleczniczego Jerzy, Domu Zdrojowego i skierowaliśmy się na niebieski szlak w kierunku Trojaka. Minęliśmy po drodze piękny ostaniec skalny „Samotnik”, który był niejako zapowiedzią tego co nas oczekiwało na szczycie.
Trojak, jest skupiskiem ostańców skalnych zbudowanych z twardych skał gnejsowych, a na skale nazywanej Trojan znajduje się wspaniały punkt widokowy. Aura zaczyna nam sprzyjać i … mamy pierwsze widoczne panoramy, hura!!! Przed nami Góry Bystrzyckie oraz Krowiarki.
Rozochoceni pierwszymi symptomami poprawy pogody, wyruszyliśmy dalej. Przeszliśmy jeszcze przez majestatyczną Skalną Bramę (również skały gnejsowe), by po niedługiej wędrówce dotrzeć do ruin zamku Karpień. Posłuchaliśmy opowieści o Hynku Kruszynie, który zamiast pilnować szlaku solnego, zaczął trudnić się zbójowaniem. Na resztach ocalałych ruin zrobiliśmy krótki odpoczynek i podążaliśmy dalej. Nasz przewodnik Zdzisław chcąc lekko skrócić szlak, zafundował nam ekstremalne przejście przez krótki odcinek dziewiczej części zboczy Karpiaka.
Zeszliśmy szlakiem do Starego Gierałtowa, pogoda zaczęła nas rozpieszczać, słoneczko coraz bardziej przygrzewało i co najważniejsze dla górskich podróżników, ukazały się nam kolejne piękne widoki, tym razem przed nami były Góry Bialskie.
Nie był to jednak koniec naszego spaceru, opuściliśmy Góry Złote i podążyliśmy dalej niebieskim szlakiem w Góry Bialskie. Po nieco długim monotonnym podejściu, dotarliśmy do kolejnej osobliwości przyrody nieożywionej – grupy skał gnejsowych, nazywanych Trzy Siostry. Skały zrobiły na nas wrażenie, gdyż ciągną się na przestrzeni około 30 m i osiągają wysokość 19 m! Z tego miejsca zauważyliśmy szczyt Borówkowej (Góry Złote), znajdującej się na granicy z Czechami.
Wkrótce dotarliśmy na Przełęcz Dział i zmieniliśmy szlak na żółty, biegnący ze Stronia Śląskiego. Początkowo szliśmy dość łagodnie, trawersując zbocza Jawornika Kobylicznego, a później czekała nas ostra wspinaczka na szczyt Czernicy (1083 m npm). Strudzeni, osiągnęliśmy najwyższy szczyt piątkowego wędrowania. Jakże wspaniale odpoczywało się wśród zieleni jagodników… odsłonił się nawet widok na Śnieżnik.
Zeszliśmy do przysiółka Bielic – Nowa Biela. Tego dnia przeszliśmy 21 km, więc wieczorem zajęcia integracyjne ograniczamy do zajęć w podgrupach, w dowolnej formie. Jak się później okazało, część turystów poszła jeszcze zwiedzać Lądek , a ci najbardziej wytrwali udali się nawet na dancing!!!
W trzeci dzień rajdu rozpoczęliśmy wędrowanie w miejscu, w którym zakończyliśmy dnia poprzedniego, czyli w Bielicach. Zbieracze punktów do odznaki GOT, przybili pieczątki w Chacie Cyborga i Baranim Wąwozem udaliśmy się nieoznakowanym szlakiem w kierunku najwyższego szczytu Gór Złotych – Kowadła. Podejście było bardzo ostre, lecz przez to znacznie skróciliśmy sobie odległość. Po godzinie wdrapywania osiągnęliśmy szczyt. Oczywiście koniecznie dokumentujemy nasz pobyt pamiątkowymi zdjęciami oraz wpisem do czeskiej książki dokumentacyjnej.
Wśród uczestników byli również zdobywcy Korony Gór Polskich, więc dla nich wejście miało szczególne znaczenie.
Zeszliśmy zielonym szlakiem do Nowej Bieli, dokładnie do miejsca wczorajszego zakończenia wędrówki, częściowo szlak nawet się pokrył. Deszcz nieco się nasilił, więc nasze wędrownie odbywało się w pelerynach.
Dotarliśmy do rezerwatu przyrody „Puszcza Śnieżnej Białki”. Jeszcze kilkaset metrów podejścia i znaleźliśmy się na granicy polsko- czeskiej. Osiągnęliśmy szczyt Iwinka (1079 m npm).
Podążaliśmy pasmem granicznym, by wkrótce osiągnąć najwyższy szczyt Gór Bialskich (zaliczany do Korony Gór Polskich) – Rudawiec (1112 m npm). Przy okazji wspomnę jeszcze, że sporny jest najwyższy szczyt tego pasma, gdyż geografowie nie ustalili jednoznacznie podziału pasma, jedni przypisują je do Gór Złotych, inni do Masywu Śnieżnika. Kolejni zaś mają problem z określeniem granicy pasma, więc najwyższym szczytem może być również Postawna (1117 mnpm) lub Brousek (1124 m npm). My tego nie chcemy rozstrzygać, cieszyliśmy się ze zdobycia Rudawca.
Później szlak wiódł cały czas wzdłuż granicy polsko- czeskiej. Wysokość ponad 1000 metrów, więc teraz miało być już tylko lekko, łatwo i przyjemnie… Niestety załamała nam się całkowicie pogoda i przez dwie godziny szliśmy w ulewnym deszczu. Szlak był przepiękny, prowadził przez niekończące się jagodniki, ich zieleń aż oślepiała, a co jakiś czas odsłaniały się miejsca, z których mielibyśmy wspaniałe panoramy…
Dotarliśmy do Przełęczy Płoszczyna. Na szczęście znajduje się tam czeski obiekt gastronomiczny, gdzie mogliśmy się troszkę ogrzać i napić czegoś ciepłego. Nasz autokar już na nas czekał, więc czym prędzej podążyliśmy w kierunku Lądka.
Wieczorem jednak przyszedł jeszcze czas na lekkie podsumowanie przemaszerowanych trzech dni rajdu. Kierownik imprezy Tadeusz Kurowski przygotował dla Krokusiaków niespodziankę: stoły zastawione jadłem i napojami oraz muzykę, płynącą z głośników.
Zanim jednak rozpoczęły się tańce i swawole, przewodnik i zarazem prezes zacnego Koła PTTK Krokus przeprowadził konkurs wiedzy krajoznawczej . Emocji było co niemiara, a zacięta walka pomiędzy startującymi trwała do ostatniego pytania. Zwyciężył jeden z nestorów Krokusa – Jan Szendzielorz, tuż za nim uplasowała się Kazia Koch, a o trzecie miejsce rozegrano dogrywkę, która zakończyła się sukcesem Adama Jaworskiego. Należą się również wielkie gratulacje dzielnie walczącym w konkursie: Monice oraz Edycie.
Ostatni dzień wyprawy nie zapowiadał nagłej zmiany pogody, więc organizatorzy postanowili nieco skrócić trasę wędrówki. Pierwotny plan zakładał przejście z Przełęczy Płoszczyna zielonym szlakiem granicznym na szczyt Śnieżnika i później zejście do Kletna, jednak w trosce o turystów, którzy mieli w większości przemoczone obuwie, trasa uległa skróceniu.
Rozpoczęliśmy wejście na szlak bezpośrednio w Kletnie. Żółtym szlakiem kierowaliśmy się z parkingu położonego najbliżej Jaskini Niedźwiedziej. Minęliśmy tryskające źródło Marianna, następnie oczko wodne położone na dnie nieczynnego kamieniołomu marmuru i w końcu Jaskinię Niedźwiedzią. Wejścia nie planowaliśmy, gdyż rezerwacji należy dokonać ze znacznym wyprzedzeniem. Wchodziliśmy wzdłuż krasowej doliny Kleśnicy. Lekko zgrzani dotarliśmy do Przełęczy Śnieżnickiej, by po kilkunastu minutach dotrzeć do schroniska pod Śnieżnikiem.
Przed nami został ostatni akord czterodniowego rajdu, wejście na Śnieżnik. Wchodząc na polanę przy schronisku zauważyliśmy nadciągające tumany mgły i niestety wkrótce naciągnęły się na cały szczyt Śnieżnika.
Po półgodzinnej wędrówce stanęliśmy na szczycie Śnieżnika (1425 m npm), ostatnia z Korony Gór Polski podczas naszego rajdu. Widoczność nie była najlepsza, ciągle przetaczały się obłoki mgły. Udaliśmy się na czeską stronę, by dojść do źródeł Morawy, dopływu Dunaju. Oczywiście nadłożyliśmy jeszcze troszkę drogi do ruin schroniska, by zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie przy kamiennym słoniu.
Teraz nastąpiło cudowne objawienie… mgłę zaczął wiatr przeganiać i oczom naszym ukazały się przepiękne widoki na czeska stronę Kralickiego Śnieżnika.
Część turystów postanawia wrócić na szczyt Śnieżnika, by zobaczyć to, co kilka chwil prędzej wydawało się niemożliwe do zobaczenia – strzał w dziesiątkę, zobaczyliśmy Czarną Górę, Góry Bystrzyckie, Bialskie i Złote, po prostu cudowne ukoronowanie naszego czterodniowego wędrowania.
Schodząc ze szczytu, zatrzymaliśmy się jeszcze w schronisku pod Śnieżnikiem. Po krótkim odpoczynku spokojnym krokiem udaliśmy się w drogę powrotną do Kletna.
Drugi Rajd Krokusa dobiegł końca, zmęczeni ale zadowoleni wracaliśmy do Jastrzębia- Zdroju.
Atmosfera wśród uczestników tej eskapady była wręcz fantastyczna. Pomimo padającego deszczu nikt nie narzekał, a wręcz przeciwnie, inni turyści z daleka słyszeli nadciągających roześmianych Krokusiaków. Z takim turystami wędrowanie to prawdziwa przyjemność. Dziękujemy wszystkim uczestnikom za wspaniałe towarzystwo i zapraszamy na kolejne imprezy organizowane przez nasze Koło Krokus.
Z turystycznym pozdrowieniem .
zidi
Dodaj komentarz